kirgistan.2017

Wracamy…

Gdy razem z Michałem, w sierpniu 2016 roku,  kończyliśmy naszą pierwszą podróż po Kirgistanie wiedzieliśmy już, że wkrótce tu wrócimy, ale w szerszym gronie przyjaciół. Przygotowania do kolejnego wyjazdu rozpoczęliśmy zaraz po powrocie do kraju. Dokładne planowanie trasy, przygotowanie motocykli i potrzebnego sprzętu, dyskusje o wyprawie wypełniły miesiące poprzedzające wyjazd. W końcu, w komplecie (ja czyli autor, Michał, Darek i Andrzej), spotkaliśmy się w piątek, 4 sierpnia 2017 roku na lotnisku Okęcie, by rozpocząć naszą dwutygodniową wyprawę.

W ciągu dwóch tygodni spędzonych w Kirgistanie przejechaliśmy około 2.200 km
Przebyta trasa przedstawiona jest poniżej.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Kierunek Azja

Zanim wsiedliśmy na nasze motocykle czekał nas lot do Biszkeku z przesiadką w Moskwie.  W stolicy Kirgistanu znaleźliśmy się w sobotni poranek po dwugodzinnym locie do Moskwy, pięciogodzinnym pobycie na lotnisku Sheremetevo i blisko pięciogodzinnym locie z Moskwy do Biszkeku. Sobotę wypełniły nam intensywne przygotowania motocykli i bagaży, które przyjechały na przedmieścia Biszkeku zaledwie kilka godzin przed nami po dwutygodniowej przeprawie przez Listwę, Estonię, Rosję i Kazachstan. Przewiezienie motocykli i bagaży, a następnie przygotowanie ich do wyjazdu, zakup kart telefonicznych, wymiana waluty i inne zadania wypełniły nam prawie cały dzień. Nie zabrakło nam jednak czasu na wieczorne spotkanie w lokalnej restauracji z ekipą „Kowali” oraz Robertem, który rozpoczynał podróż po Kirgistanie i Tadżyskistanie.

 

Z Biszkeku do Tałasu

Zeszłoroczna trudna przeprawa przez Terek dostarczyła nam niezapomnianych wspomnień. Wiedzieliśmy, że musimy to powtórzyć z Darkiem i Andrzejem. Aby tego dokonać musieliśmy jednak dostać się do Tałasu położonego 300 km od Biszkeku, a jedyną rozsądną opcją był przejazd po asfalcie. Ruszyliśmy w niedzielne przedpołudnie stopniowo opuszczając zatłoczony Biszkek i jego satelity. Rozkoszowaliśmy się słoneczną pogodą, która towarzyszyła nam do samego Tałasu, gdzie dotarliśmy wieczorem. Ten łatwy choć dość długi dzień posłużył też naszej aklimatyzacji do wysokości (pokonaliśmy dwie przełęcze o wysokości przekraczającej 3000 m n.p.m.) oraz do wysokich temperatur.

Przeprawa przez Terek

Kilka miesięcy przed naszym wyjazdem skontaktował się ze mną włoski motocyklista, Ivan Besenzoni z prośbą o pomoc w zaplanowaniu trasy po Kirgistanie, gdzie wybierał się w lipcu. Po konsultacjach zdecydował, że również chce przejechać przez Terek i zrobił ze swoimi przyjaciółmi to w lipcu. Dzięki jego relacji i przesłanym śladom GPX wiedzieliśmy, że sytuacja na trasie nie uległa poprawie od zeszłego roku, a wręcz można było podejrzewać, że będzie gorzej. Aby zapewnić sobie odpowiedni zapas czasu ruszyliśmy z Tałasu dość wcześnie (jak na nas:) czyli o 8:30. Pogoda wyjątkowo sprzyjała i pierwsze kilometry pokonywalibyśmy bardzo sprawnie, gdyby nie zgubiony śpiwór i dwóch motocyklistów. Motocykliści ostatecznie odnaleźli się, śpiwór nie. Dojazd do Parku Narodowego Besh-Tash to około 20 km szybkich szutrów. Po uiszczeniu opłaty „na bramie” kontynuowaliśmy jazdę doliną rzeki Besh-Tash przez kolejne kilkanaście kilometrów, aż do rozwidlenia, dróg, na których rozpoczynał się podjazd na przełęcz Terek.

Podjazd na przełęcz ma kilka trudniejszych fragmentów z dość sporym nachyleniem i luźnymi kamieniami, poza tym jest jednak łatwy. Te 7 kilometrów, przy dobrej pogodzie, można pokonać spokojnie w pół godziny nie licząc postojów na fotografie. Wjazd na przełęcz był ostatnim łatwym zadaniem tego dnia.

Jest jedna rzecz, która sprawia, że wszystkie przełęcze są do siebie podobne. Za podjazdem mają zjazd. Zjazd z przełęczy Terek w kierunku południowym jest krótki, stromy i kamienisty. Droga prowadzi trawersami po stromych zboczach wprost do doliny Terek. I właśnie po osiągnięciu dna doliny trafiliśmy na pierwszą przeszkodę, która wyssała z nas energię. Na odcinku około 200 metrów nachylony odcinek drogi pokryty był zalegającym od zimy śniegiem. Nachylenie uniemożliwiało jazdę na motocyklach (choć na nartach byłoby OK)  i musieliśmy sprowadzać nasze maszyny jedna po drugiej i wracać pod górę po kolejną. Niby nic, ale na wysokości ponad 3.000 metrów okazało się ogromnym wysiłkiem. Dodatkowym utrudnieniem było ostre górskie słońce. Po przeprowadzeniu wszystkich motocykli musieliśmy złapać oddech. Pokonanie tych dwustu metrów zabrało nam blisko godzinę.

„Droga”, a właściwie ścieżka przez Dolinę Terek liczy około dwudziestu kilometrów. Jej pokonanie to droga przez mękę. Nie da się jej przejechać samochodem, ani ciężkim motocyklem. Samotne pokonanie tego odcinka na motocyklu jest możliwe tylko dla sprawnych i doświadczonych motocyklistów. Miejscowi pokonują ją na piechotę lub na grzbiecie konia. Nasza drogą przez dolinę co kilka kilometrów lub co kilkaset metrów przecinana była kolejnymi przeszkodami – wypłukaną drogą, przejazdem przez rwący strumień, osuwiskiem lub po prostu wąską ścieżką wijącą się przez zarośla. Każdy kilometr posuwał nas do końca doliny, ale także pozbawiał energii. Z każdym kilometrem tempo jazdy spadało, a czas potrzebny na odpoczynek wydłużał. Rosła także temperatura co potęgowało zmęczenie. Po kilku godzinach „walki” z doliną, na chwilę przed zmrokiem udało nam się dotrzeć do miejsca zeszłorocznego biwaku. Do końca doliny pozostało kilka kilometrów. Które postanowiliśmy pokonać o poranku. W ciągu 11 godzin pokonaliśmy 64 kilometry. Najtrudniejsze kilometry na naszych wyprawach. Ale także najpiękniejsze.

Zmiana planów

Po chłodnej nocy poranek w dolinie Terek przyniósł ładną pogodę. Czuliśmy zmęczenie wczorajszą przeprawą, a dojazd do końca doliny okazał się równie męczący jak wczorajsze przeprawy. Gdy w końcu dojechaliśmy do Toktogula decyzja o zmianie planów była nieunikniona. Zrezygnowaliśmy z przeprawy przez góry do Arslanboba. Nie mieliśmy praktycznie żadnych wiadomości o stanie drogi przez przełęcz Shaldyrak, zaliczyliśmy już ponad pół dnia obsuwy, a powtórka z przeprawy przez Terek  nikomu się nie uśmiechała. Zdecydowaliśmy się zatem ruszyć prosto na wschód, by przez przełęcz Kyrk-Kyz i kopalnię Kara-Keche dojechać nad jezioro Son-Kul.

Z Toktogula nad Son-Kul i dalej do doliny Kurtka

W ciągu dwóch kolejnych dni przeprawialiśmy się z Toktogula nad Son-Kul. Po obiedzie, kupnie koca dla Andrzeja (w miejsce zgubionego śpiwora) i tankowaniu ruszyliśmy na wschód. Tego popołudnia udało nam się dojechać do doliny rzeki Tuzduu-Suu między Torkentem i Tolukiem.  Malownicze wzgórze i wijąca się po nich łatwa szutrówka towarzyszyły nam przez całe popołudnie. Dolina Tuzduu-Suu była jedynym kuszącym miejscem na biwak, który rozbiliśmy nad rzeką, niedaleko jurt pasterzy. Ta lokaliazacja sprzyjała międzynarodowej integracji i wymianie doświadczeń z dziedziny zielarstwa. Kolejnego dnia udało nam się w pięknej pogodzie wjechać na przełęcz Kyrk-Kyz, a potem podziwiać piękny wąwóz rzeki Kekermen. Wieczorem dojechaliśmy do nieciekawej miejscowości Chaek na nocleg. Kolejnego dnia ruszyliśmy w stronę Son-Kula przez kopalnię Kara-Keche, gdzie niestety nastąpiło załamanie pogody. Największe opady przeczekaliśmy pod drzewkiem, a na Son-Kul wjeżdżaliśmy w mżawce. Na szczęście już nad samym jeziorem pogoda poprawiła się i mogliśmy zrelaksować się w słońcu przed kolejnym odcinkiem.  Po smacznym obiedzie w miłym towarzystwie, przez przełęcz Moldo zjechaliśmy do doliny Kurtka w której założyliśmy kolejny biwak. Chwile wcześniej spotkaliśmy lekko zagubionego motocyklistę z Polski, któremu udzieliliśmy porad drogowych i przekazaliśmy mapę Kirgistanu.

Z doliny Kurtka nad Issyk-Kul

Po kolejnej chłodnej nocy rozpoczęliśmy dwudniową przeprawę nad jezioro Issyk-Kul. Po pokonaniu ostatnich 20 kilometrów doliny Kurtka dotarliśmy do wielkiej doliny rzeki Naryń, gdzie skręciliśmy na wschód. Po niecałych dwóch godzinach dotarliśmy do Narynia. To spore (jak na Kirgistan) miasto i stolica rejonu. Była więc okazja do tankowania lepszego paliwa, zakupów i posiłki z dostępem do internetu. Po zakończeniu dwugodzinnego popasu kontynuowaliśmy podróż na Wschód w kierunku wąwozu Małego Narynia. To niezwykle malownicze miejsce. Rzeka Mały Naryń tworzy przepiękny przełom przez góry. Droga prowadzi raz lewym raz prawym brzegiem na przemian prowadząc obok koryta rzeki lub wspinając się wysoko po zboczach wąwozu. Piękne widoki są okazją do zrobienia całej masy fotek. Koniec wąwozu to jednak nie koniec atrakcji. Droga wzdłuż doliny Małego Narynia, a potem doliny rzeki Balgart prowadzi przez odludne tereny otoczone wysokimi górami pokrytymi śniegiem i lodowcami. Nieliczne zabudowania i jurty stwarzają wrażenie odludzia. Szutrowa droga w dobrym stanie pozwala na szybkie przeloty. Pod koniec dnia, już w pobliżu „Gorących Źródeł” musieliśmy pokonać pojedyncze brody przez dopływy Balgartu. Pogoda, która rano i popołudniu raczyła nas słońcem po koniec dnia zaczęła się załamywać i gdy dotarliśmy na biwak zostało nam niewiele czasu, by zdążyć rozłożyć namioty zanim zaczęło padać i zrobiło się naprawdę zimno, co na wysokości 3.000 metrów nie powinno dziwić. Kolejna bardzo chłodna noc dała popalić Andrzejowi, który musiał sobie radzić bez śpiwora. Chłodny poranek powitał nas świeżym śniegiem na pobliskich zboczach. Marna – mglista i chłodna pogoda nie zachęcała do porannej mobilizacji, ale w końcu udało nam się zebrać i ruszyć w stronę przełęczy Tosor. Po drodze pokonywaliśmy kolejne rzeczki, podziwialiśmy piękne widoki a nawet spotkaliśmy ekipę z Polski w samochodach terenowych. Na przełęcz wspinaliśmy się w lekkiej śnieżycy. Na szczęście po drugiej stronie przełęczy pogoda stopniowo się poprawiała, a temperatura rosła. Jezioro Issyk-Kul położone blisko 2 kilometry niżej niż przełęcz powitało nas słońcem.

Nad Issyk-Kul

Pobyt nad Issyk-Kul wykorzystaliśmy na „aktywny” odpoczynek po trudach ostatniego tygodnia. Jeden dzień przerwy od jazdy pozwolił na solidne pranie, przegląd motocykli i generalne porządki w sakwach. Kolejnego dnia wybraliśmy się „na lekko” (bez bagażu) w trasę do kopalni Kumtor i na przełęcz Suuku. Wjazd na przełęcz Barskoon i jazda po płaskowyżu Arabell to już „tradycja” naszych wyjazdów do Kirgistanu. W tym roku doszedł wjazd na najwyższy punkt na naszej trasie, czyli na przełęcz Suuku – 4030 m n.p.m.

Znad Issyk-Kul nad Son-Kul

Mając dodatkowy dzień zapasu zdecydowaliśmy się wyruszyć ponownie nad Son-Kul. Ruszyliśmy z Barskoon wzdłuż jeziora, aż do miejscowości Ottuk, za którą skręciliśmy na południe, w stronę gór. Droga prowadziła przez malowniczy skalny wąwóz na przełęcz Kuldża a stamtąd przez stepową wyżynę na zachód do Kochkoru. Za Kochkorem założyliśmy obóz i kolejnego poranka rozpoczęliśmy drogę nad Son-Kul. Tym razem chcieliśmy dostać się nad jezioro od wschodu, słynną krętą drogą MELS. I ten plan nas nie zawiódł. Dotarliśmy nad jezioro przy pięknej pogodzie, ale z każdą godziną temperatura spadała. Po bardzo chłodnej nocy powitał nas piekielnie zimny, wietrzny i dżdżysty poranek. Postanowiliśmy uciec znad jeziora drogą przez przełęcz Kalmak.

Znad Son-Kul do Biszkeku

Ostatni etap naszej podróży miał prowadzić znd Son-Kul do Kochkoru a stąd przez przełęcz Kargish do Biszkeku. Zamrznięci opuszczaliśmy Son-Kul i gdy dotarliśmy do Kochkoru silny wiatr nie zachęcał do jazdy przez Kargish. Zdecydowaliśmy, że dwójka z nas pojedzie prosto do Biszkeku, a pozostała dwójka zaatakuje Kargish. Gdy ruszyliśmy w kierunku przełęczy silny czołowy wiatr bardzo utrudniał jazdę. Gdy po niecałych dwóch godzinach dotarliśmy pod przełęcz okazało się, że leży na niej śnieg. Było późno i nie chcą ryzykować nocowania w górach przy załamującej się pogodzie zdecydowaliśmy wrócić do Kochkoru i stamtąd, asfaltem, dojechać do Biszkeku, co też uczyniliśmy. W ten sposób zakończyliśmy naszą podróż po Kirgistanie.

 

 

3 komentarze Dodaj własny

  1. Gilu pisze:

    Witaj, po zeszłorocznym wyjeździe do Kirgistanu z Advfactory w tym roku miały być Himalaje ale z powodu choroby kolegi,postanowiłem z innym towarzyszem wrócić do tego pięknego i przyjaznego kraju
    Ze względu na to że późno się zdecydowałem motocykl dojedzie 29.08 dlatego z ciekawością będę śledził wasz wyjazd i liczę na cenne wskazówki po powrocie
    Pozdrawiam Krzysiek Gil

    Polubienie

    1. akospl pisze:

      Postaramy się na bieżąco przekazywać informacje z trasy. Pozdrawiam. Andrzej

      Polubienie

Dodaj komentarz